Sześć goli, dużo emocji, dramaturgia i zwroty wydarzeń. Z tym wszystkim mieliśmy do czynienia w czasie derbowego pojedynku MKS-u z Unią. Mecz zakończył się, w moim odczuciu, sprawiedliwym remisem.
[singlepic=5207,360,320]
W tym meczu pod bramką obu drużyn nie brakowało dogodnych okazji do zdobycia gola. Foto: Radek Roszak
Zanim spotkanie rozpoczęło sie na dobre, piłkarze MKSu już byli w poważnych tarapatach. Musieli przyzwyczaić się do nowej sytuacji, jaka była strata goli, i to od razu dwóch. W 5 minucie w polu karnym faulował Polarz, a jedenastkę pewnie wykorzystał Laby i było 1:0. Co prawda w 12 minucie Matejko zastopował Polarza, a w 14 Matysek po przejęciu piłki uderzył z 15 m obok bramki, lecz w tym fragmencie gry drugi cios zadała Unia. W 19 minucie piłkę przejęli w środku boiska bierunianie, na bramkę popędził Włoch i strzałem w długi róg pokonał Brandysa. Nadzieję na korzystny rezultat szybko przywrócił Marcin Polarz, który technicznym uderzeniem z rzutu wolnego w 23 minucie zdobył kontaktowego gola. Nasz trener grał w tym spotkaniu niezwykle ambitnie, wszak po drugiej stronie – na ławce trenerskiej Unii – był Krzysztof Izydor, człowiek który sprawił że trener odszedł z Rozwoju Katowice. Dobrze, że nie okupił tego czerwona kartką, często dyskutując z prowadzącym to spotkanie drobiazgowo Jackiem Węgrzynem, który mial ochotę każde zwrócenie uwagi karać kartką. W 25 minucie powinno być 2:2, lecz Firlej pędząc sam na bramkę Matejki, nie trafił w bramkę, podobnie jak 60 sekund później uderzając z 16 m. W 30 minucie te sytuacje mogły się zemścić, lecz Marcin Bobla fatalnie w doskonałej okazji skiksował na 6 metrze. W tej sytuacji dopisało nam szczęście. W 36 w akcji (a w zasadzie w stałym fragmencie gry) nie było przypadku, Polarz świetnie dośrodkował z rzutu wolnego, a Karlik ładnym uderzeniem z 7 metrów głową zdobył wyrównanie.
Druga część spotkania rozpoczęła się od szturmu MKS-u. W 47 minucie gry Matysek po zgraniu Gardawskiego był w sytuacji sam na sam, lecz uderzył zbyt mocno i zbyt wysoko. Piłka minęła bramkę. W 51 minucie role sie odwróciły, podawał „Matys”, a „Żołwik” przyjął piłkę, odwrócił się i technicznie zawinął piłkę w długi róg uderzając z 18 m. Było 3:2 i wydawało się że nic złego nam się nie stanie. Nic bardziej mylnego. W 63 minucie po wrzutce z rzutu wolnego z prawej strony uderzeniem głową Brandysa zaskoczył Sopelewski. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Od tej pory obie drużyny dążyły do zmiany rezultatu. Na kwadrans przed końcem Sowik szczupakiem uderzył nad bramką, a Czapiewskii nie wykorzystał błędu Brandysa i nie trafił do opuszczonej przez niego bramki. Losy pojedynku przesądzić mógł Magiera w 84 minucie. Będąc na 7 metrze na wprost bramki, uderzył akurat w Brandysa. Ostatnią szansę dla MKSu miał Roszak, lecz głowkując z 5 metrów w 88 minucie, uderzył zbyt lekko, wprost w Matejkę.
Na tym emocje się zakończyły. Zabrakło nam nieco szczęścia, lecz koniec końców – ten remis jest moim zdaniem wynikiem sprawiedliwym. Po raz kolejny bierunianie potwierdzili, jak niewygodnym rywalem są dla MKS-u. Następny mecz obu drużyn – we wtorek w Bieruniu (godz. 17.00 Puchar Polski).
MKS: Brandys, Gajewski, M.Roszak, Sowik, Bednarek (Brona 46), K.Firlej (Sopelewski 46), Mikolasz (Śliwa 60), Matysek, Karlik, Gardawski (Samek 75), Polarz
Unia: Matejko, Ścierski (Franczak 60), Laby, Duda, Szczygieł, Włoch, Kosek (Brewka 90), M.Bobla (W.Bobla 55), Uniejewski, Czapiewski, Magiera
żołte kartki: Polarz, Sowik, Matysek, M.Roszak Gajewski (MKS) – Kosek (Unia)