MKS Lędziny po dobrym spotkaniu pokonał AKS Mikołów 3:1 (1:0). Przy dość chłodnych warunkach pogodowych można było poczuć piłkarski powiew wiosny, bo po bieruńskim falstarcie trybiki lędzińskiej maszyny zdają się wreszcie powoli zazębiać.
Naszej drużynie zdecydowanie pomogła… taktyka rywala; spadkowicz z IV ligi przyjechał do Lędzin grać w piłkę i – przy sprzyjających okolicznościach – walczyć o pełną pulę. To dało więcej miejsca Śliwce i spółce, którzy momentami pozwalali sobie na kombinacyjną grę, nierzadko całkiem przyjemną dla oka. Barceloną, niestety, jeszcze nie jesteśmy i czasem nadmiar nonszalancji skutkował jednak groźnymi kontratakami. Wszak kiedy nam wychodziło, jedynym antidotum, jakim dysponował Mikołów, były faule.
Po jednym z takich zagrań do rzutu wolnego podszedł w 22 minucie Sopelewski i z ponad 20 metrów otworzył wynik zaskakującym „balonikiem”, który znalazł miejsce w bramce gości. Kołyskę po bramce zadedykowano bramkarzowi Kwiatkowskiemu – świeżo upieczonemu ojcu. Dziesięć minut później znów popisał się „Sopel”, który jednym doskonałym podaniem minął całą linię pomocy i precyzyjnie obsłużył Urbańczyka. Ten wychodził na czystą pozycję, ale chyba nieco się pośpieszył i jego soczysty strzał znacząco minął prawy słupek.
Już minutę po wznowieniu mogło być 2:0. Zza pola karnego chciał uderzyć Śliwa, ale wyraźnie skiksował. Jego strzał przechwycił Urbańczyk i pewnym, mocnym strzałem z bliska pokonał goalkeepera. Szybko okazało się jednak, że był na pozycji spalonej. Napór MKS jednak trwał – w pewnym momencie AKS miał trudność z wyprowadzeniem piłki z własnej szesnastki. Do którejś wracającej w ten sposób piłki dopadł Roszak i podwyższył rezultat na 2:0.
Nieco ponad kwadrans przed ostatnim gwizdkiem było już 3:0, kiedy z prawej strony pola karnego pojedynek biegowy z defensorem wygrał Urbańczyk i dobiegłszy do końcowej linii precyzyjnie dograł do dynamicznie wbiegającego Gardawskiego. Popularnemu „Żółwikowi” wystarczyło przyłożyć głowę do pustej bramki, by móc cieszyć się z trafienia.
W tym momencie dobrze dotychczas spisujący się goście podkręcili swoją… brutalność. Walka walką, jednak polowanie na kości miejsca mieć nie powinno, dlatego też w 80 minucie Twardawa opuścił plac gry po kolejnym ostrym wejściu. Trzeba przyznać, że i tak arbiter wcześniej z dwa razy oszczędził tego piłkarza. Po ostatnim z jego wejść, poobijany Śliwa nie był w stanie już kontynuować gry.
Czerwona kartka naszych uspokoiła, gości podrażniła i daliśmy się zepchnąć do obrony. W ten sposób Kulisa zdobył wślizgiem honorowe trafienie. Na więcej przyjezdnych nie było już stać i podopieczni Berezy zgarnęli pierwsze wiosenne punkty. Inne ekipy z czołówki punkty z kolei pogubiły i do lidera znów tracimy 5 oczek. Na wiosnę będzie jeszcze ciekawie.
statystyka | MKS | AKS |
strzały celne | 8 | 5 |
strzały niecelne | 5 | 5 |
rzuty rożne | 11 | 4 |
faule | 7 | 14 |
żółte kartki | 0 | 3 |
czerwone kartki | 0 | 1 |
MKS – AKS Mikołów 3:1 (1:0) Sopelewski 22 – rzut wolny, M.Roszak 53, Gardawski 73 – Kulisa 84
MKS: Kwiatkowski, Bednarek, Sopelewski, M.Roszak, Michał Nagi, Karlik, Śliwa (Bereza 83), Gardawski (Michalski 75), Józefowicz (Woźniak 63), Ingram, Urbańczyk (Nikodem Nagi 88).
Czerwona kartka: Twardawa (AKS), 80 min