Bez kontuzjowanych Mikolasza oraz Darka Firleja, a także bez pauzującego za żółte kartki Mateusza Roszaka przystąpili do derbowego spotkania z bieruńską Unią gracze MKS-u Lędziny.

Spotkanie rozpoczęło się dość spokojnie i toczyło się leniwie, aż do 9 minuty spotkania, kiedy to słabo dysponowany tego dnia arbiter podyktował jedenastkę po starciu Bomby z Kańtorem. Jak powiedział nasz zawodnik: „Rzeczywiście faulowałem, ale to działo się tuż za linia pola karnego”. Do piłki podszedł Pietrzak…i nie trafił w bramkę, piłka przeleciała obok lewego słupka. W dalszej części gry z boiska wiało nudą, gra toczyła się w środku boiska, oba zespoły nie stwarzały sytuacji podbramkowych, a także notowały wiele prostych strat. Lędzinianie najlepszą okazję mieli w 41 minucie, kiedy to z 20 metrów uderzał Gardawski, a do wypuszczonej przez Kopla piłki dopadł Krzysiek Firlej, ale jego dobitkę także obronił goalkeeper Unii.

Druga połowa od początku toczyła się w szybszym tempie, oba zespoły nieco się odsłoniły i na efekty nie trzeba było czekać długo. W 52 minucie po składnej akcji lewym skrzydłem sam na sam przed bramkarzem Unii znalazł się Bomba, ale Kopel wybronił nogami jego strzał w krótki róg. W 61 minucie świetną okazję miał Śliwa, ale z 15 metrów nie trafił w bramkę. W tym momencie kompletnie pogubili się sędziowie, na boisku zrobiło się ostro i nerwowo. W 79 minucie miała miejsce akcja meczu. Dawid Karlik – niczym Theo Walcott w niedawnym meczu Arsenalu i Liverpoolu – poszedł na przebój, minął kilku rywali, został przy tym kilka razy kopnięty, lecz zdołał wstać za każdym razem i kontynuować akcję, w końcu gdy miał już przed sobą tylko Kopla, został przez niego powalony, do bezpańskiej piłki dopadł jednak Brona i umieścił ją w długim rogu bramki Unii. Inaczej zapewne mielibyśmy rzut karny. Pozostawało 10 minut do końca, a Unia nie potrafiła stworzyć dogodnej okazji do zdobycia bramki. Jednak w pierwszej minucie doliczonego czasu gry, koszmarny błąd naszej defensywy, Kryla za krótko podał do Sopelewskiego, piłkę wyłuskał Balcerowski i w sytuacji sam na sam nie dał szans Mokremu, ustalając tym samym rezultat spotkania.

Wśród kibiców, działaczy, zawodników (o trenerze już nie wspominając) nie było nikogo, kto byłby zadowolonym ze zdobytego punktu, co prawda przed spotkaniem z niewygodnym rywalem wielu brało go w ciemno, ale po tak głupio straconej bramce w doliczonym czasie gry, trudno o zadowolenie. Szkoda, trzecie zwycięstwo z rzędu było tak blisko…

MKS: Mokry, Sopelewski, Karlik, Bednarek, Bomba, K.Firlej, Matysek, Śliwa (Brona 70), Gołaś (Sowik 60), Samek (Kryla 87), Gardawski

żółte kartki: K.Firlej, Samek