W poprzednich dwóch domowych spotkaniach grę MKS-u można byłoby skwitować „brzydko, ale skutecznie”. Dziś, niestety, nasi piłkarze zagrali może i ładnie dla oka, ale bez dorobku bramkowego. Ekipę Idczaka zatrzymał… Brandys – bramkarz dobrze znany lokalnym kibicom. Wyłapał on niezliczoną ilość wrzutek, głównie Śliwy i Gadaja. Goście zrobili zaś dwa chirurgicznie precyzyjne wypady i mogli się cieszyć ze zdobycia lędzińskiej twierdzy.

Wszystko w tym spotkaniu poszło nie tak, jak powinno. Już w 9. minucie MKS przegrywał, chociaż właściwie się na to nie zanosiło. Niby niegroźny faul 30 metrów od bramki w lewym sektorze boiska. A jednak dośrodkowanie było precyzyjne, dodatkowo dobrze przedłużone głową i po drugiej główce piłka tańczyła w siatce.

MKS szybko chciał się odgryźć i od razu przystąpił do ataku. Niestety, z uporem godnym lepszej sprawy stosował długie wymiany podań, kończone wysokimi piłkami. Te zaś regularnie padały łupem czy to Brandysa, czy to obrońców. Do pierwszej główki, w 25. minucie doszedł… Śliwa, jednak i tu bramkarz rywali nie miał większych kłopotów. Wszystko, co dolatywało z góry w „szesnastkę” w I połowie – 9 rzutów rożnych, kopnięcia na aferę, wreszcie wyrzuty z autu w stylu angielskim Kostrzewy było ekspediowane lub wyłapywane.

Lędzianianie przypomnieli sobie o strzałach z dystansu, ale Uniejewski miał rozregulowany celownik, zaś słabo dziś dysponowany Sopelewski zrezygnował po pierwszej próbie, która ledwie doturlała się do bramki. Wreszcie w 40. minucie piłkę na przełamanie miał Wróblewski. Dostał on podanie-marzenie na siódmym metrze, ale zamiast „rozerwania siatki” szukał technicznego strzału, który po ziemi minął prawy słupek.

Otwarcie drugiej odsłony to kolejne doskonałe okazje gospodarzy. 2 minuty po pierwszym gwizdku piłki w „piątce” nie opanował Wróblewski; chwilę późnej z tej samej odległości Śliwa chciał zrobić coś a’la nożyce i minął się z futbolówką.

Wkrótce, dwa kolejne sygnały ostrzegawcze wysłali goście. Najpierw odważnie wyszedł Maciejowski i zablokował rozpędzonego rywala, który wtargnął między dwóch naszych obrońców. Chwilę później Maciejowski był już właściwie ograny, ale zawodnik z Bierunia… skiksował już na linii bramkowej. Trzeciego ostrzeżenia już nie było i po świetnej kontrze bierunianie prowadzili już dwoma bramkami.

Taki obrót spraw wyraźnie rozochocił Piasta, który zrozumiał, że z Lędzin da się wywieźć pełną pulę. Próbujący grać techniczne akcje MKS, co i rusz odbijał się od nie odstawiających nóg rywali – otrzymali oni pięć żółtych kartek przy czystym koncie podopiecznych Idczaka. Gospodarzy próbował jeszcze rozbujać wprowadzony po stracie drugiego gola Stworzyjan, jednak wydaje się, że jego wejście (czekał na zmianę jeszcze przy 0:1) było już musztardą po obiedzie. MKS jeszcze atakował, wciąż szukał swoich szans, ale Kapeli i Kostrzewie nie udawało się obrócić z piłką w polu karnym. W innych sytuacjach zawsze brakowało ostatniego podania lub dostawionej nogi.

Piast z kolei – co zrozumiałe – kradł cenne sekundy. Dostrzegł to arbiter i, o dziwo, doliczył aż sześć minut(!). Wtedy jednak lędzinianie już chyba stracili wiarę i ostatecznie nie zdobyli nawet honorowego trafienia.

Tym samym, MKS bardzo skomplikował sobie sytuację w tabeli. Bełk odjechał na cztery punkty i musiałby potknąć się dwa razy, by można go było wyprzedzić. Pozostaje żywić nadzieję, że Piast zachowa dzisiejszą skuteczność na wtorek i tanio skóry nie sprzeda…

MKS: Maciejowski, M.Roszak, Uniejewski, Sopelewski (Stworzyjan 63), Bednarek (Idczak 83), Karlik, Śliwa, Gadaj, Wróblewski (Kozłowski 87), Kapela, G.Kostrzewa

Piast: Brandys, Walkiewicz Mariusz (Marek Walkiewicz), Toporczyk, Czypionka, Rzepa, S.Magiera, Matejko, Mrowiec (Rzepa), Pałka (J.Cecuga), Brzeziński (Kachel), Kamieński

Bramki:

9 min. – 0:1 Kamieński

61 min. 0:2 Pałka

Statystyka MKS Piast
strzały celne

9

7

strzały niecelne

14

4

rzuty rożne

13

2

spalone

3

2

faule

12

22

żółte kartki

0

5

czerwone kartki

0

0