Piłkarze MKS Lędziny chyba bardziej lubią Halloween niż polskie święta sprzyjające skoncentrowaniu się. Zamiast bowiem z zimną krwią wypunktować osłabionego rywala, zafundowali kibicom niemały horror. Potrzebowali aż dziewięćdziesięciu minut, aby pokonać gości z Rybnika. Zadanie wydawało się o tyle łatwiejsze, że gospodarze grali od 22. minuty z przewagą… dwóch zawodników. Honor uratował znakomitym strzałem głową już w doliczonym czasie gry Uniejewski.

Gracze MKS weszli w mecz wyraźnie „nie w sosie”. Przez pierwszy kwadrans to goście sprawiali wrażenie lepiej poukładanych, z wyraźną ochotą do gry. Dość prowokacyjnie poczynał sobie spacerujący po linii szesnastego metra Gąsior, którego próbowano lobować na początku spotkania przynajmniej trzykrotnie. Chyba dopiero w szesnastej minucie pierwszy strzał oddali lędzinianie, kiedy to z rzutu wolnego pomylił się Śliwa.

Zaraz potem nastąpiły wydarzenia, które „ustawiły mecz”. Holujący piłkę na wysokości linii środkowej placu gry Sopelewski został bezpardonowo zaatakowany przez przeciwnika. Powietrze wnet przeszyły dwa ostre dźwięki. Najpierw, popularny „Sopel” wydał z siebie charakterystyczny dla niego jęk rozpaczy, sekundę później zabrzmiał zaś jeszcze ostrzejszy świst gwizdka. Wyprostowany jak struna arbiter nie miał wątpliwości. Wykrzyknąwszy żołnierskim tonem: „Nie ma cię!”, wyciągnął czerwony kartonik.

[singlepic=12763,360,320]

Kluczowy moment meczu. Foto: Underek

Decyzja ta, oczywiście, nie wzbudziła entuzjazmu w szeregach przyjezdnych. Faul był bardzo brutalny, to fakt; jednak większość sędziów odważyłaby się w tym momencie raczej na „żółtko”. Rybniczanie długo kontestowali tamtą decyzję. W 22. minucie zawył z kolei zawodnik Rymeru, jednak sędzia raczej słusznie orzekł, że to była – używając śląskiego nazewnictwa – „presa”. Przyjezdni znów nie zapałali radością na taki obrót spraw. Kilku piłkarzy otoczyło sędziego i długo próbowało przekonać go, że błądzi. Ów jednak przekonać się nie dał, a dodatkowo wyraźnie nie spodobało mu się któreś z rzuconych słów, gdyż po raz kolejny sięgnął po kartkę koloru czerwonego.

Niestety, nawet gdy gra się z przewagą dwóch graczy, mecz nie wygra się sam. W pierwszej połowie MKS nie miał jakiejkolwiek recepty na sforsowanie defensywy gości. Najciekawszą akcję udało się wypracować już w doliczonym czasie gry, gdy rybniczanie spostrzegli, że nawet walcząc w takim osłabieniu można „napocząć” piłkarzy Idczaka. Optymizm ten mógł skończyć się golem dla Lędzin, bo po kornerze gospodarze błyskawicznie wyszli z kontratakiem. Niestety, znów zabrakło precyzji, pomysłu i przede wszystkim… koncentracji.

Druga odsłona, wbrew powszechnym oczekiwaniom, nie zaczęła się szybkim przełamaniem. Owszem, MKS huraganowo atakował, ale nawet dla dziewiątki rywali poczynania te okazywały się nazbyt czytelne. Co gorsza, Rymer straszył wypadami pod bramkę Gąsiora i po godzinie gry dwukrotnie nieomal nie objął sensacyjnego prowadzenia. Czas mijał, a lędzinianie nie umieli wstrzelić się między słupki Ciupki. Ten zaś powoli wyrastał na bohatera, bo gdy było trzeba bronić, to robił to fantastycznie, a gdy trzeba było kraść cenne sekundy, to również nie miał sobie równych.

Zaskakująco dużo akcji Lędzin przechodziło przez obrońców. Takie zachowawcze podania co i rusz kwitowane były szyderczymi sugestiami publiczności, by grać również z wykorzystaniem Gąsiora. Rybniccy kibice za obiekt kpin obrali sobie z kolei arbitra podpowiadając, że MKS-owi należy się jeszcze „jedenastka”, a jeden z nich głośno prowadził także dodatkowo „relację live” z Bełku. Mimo korekt w składzie, wynik ani drgnął, a gospodarze zdawali się walić głową w mur.

Mur ten został przebity już po 90. minucie. Lędzinianie wykonywali dziesiąty już rzut rożny i raczej nic nie wskazywało na to, że akurat wreszcie się powiedzie. Tym razem jednak odnalazły się zgubione gdzieś wcześniej precyzja, pomysł i koncentracja. Do świetnie wstrzelonej piłki dopadł głową Uniejewski i kozłem zapewnił MKS-owi trzy punkty.

Po raz kolejny należy naszym zawodnikom pogratulować determinacji, waleczności i gry do końca. A jednak wygrana z ligowym średniakiem grającym niemal cały mecz w takim osłabieniu jest raczej uniknięciem blamażu niż wielkim triumfem…

MKS: Ł.Gąsior, Bednarek (Karlik 34), Uniejewski, M.Roszak, Sopelewski (Gorki 88), Ingram (N.Nagi 70), Śliwa, Wróblewski, Kapela, Stworzyjan, G.Kostrzewa (Skutela 81)

Rymer: Ciupka, Forajter, Jezierski, Moskal, Juzek, Gutt, Sarek, Klima D., Brzoska G., Czarnecki, Brzoska Ł. oraz Sałek, Przekwas, Krypczyk, Cuber.

żólte kartki: Stworzyjan, Uniejewski (MKS)

czerwona kartki: Grzegorz Brzoska (Rymer 17 min., za faul), Zbigniew Gutt (Rymer, 22 min.)

Sędziował: Marcin Bielawski (Katowice)

MKS

Rymer

Strzały celne

7

0

Strzały niecelne

19

4

Rzuty rożne

10

4

Spalone

2

0

Faule popełnione

7

10