Niełatwą przeprawą okazał się mecz z beniaminkiem z Goczałkowic. Drużyna gości potwierdziła to, co było wiadome już przed spotkaniem – że nie są przypadkową zbieraniną, która po zrobieniu awansu zamierza dostarczać punkty. Gospodarze przypłacili brak instynktu morderców… brakiem trzech punktów.
Zaczęło się od ataków… gości, którzy już po pięciu minutach mogli prowadzić po świetnej akcji oskrzydlającej i strzale wybronionym przez Kwiatkowskiego. Nasi długo wchodzili w mecz i dopiero po kwadransie ładnym uderzeniem zza szesnastki popisał się Gardawski. Gol padł pięć minut później. Wypuszczony w pole karne Stworzyjan mógł strzelać natychmiast, ale jeszcze położył obrońcę i oddał płaski strzał w prawy róg bramki.
Odtąd lędzinianie opanowali sytuację na kolejne… 10 minut. Przyjezdni, wyraźnie „zmuleni” stratą bramki, dali się zdominować. Kolejny gol z pewnością by ich rozkleił, ale takowy nie padł, bo a to brakło ostatniego podania, a to wykończenie było niedbałe. Kulminacja tych starań nastąpiła w 30. minucie, gdy po zespołowej, najlepszej akcji meczu Kapela miał piłkę na dziesiątym metrze; miał czas, by przymierzyć; srodze huknął, ale jego „petarda” przelobowała bramkę.
Być może MKS za szybko uwierzył, że trzy punkty są już właściwie dopisane, gdy tymczasem nieźle poukładana ekipa z uzdrowiska szybko nauczyła się, jak z nami bronić i jak kontrować. Po jednej z takich kontr goście bili rzut wolny, głową uderzył Złotek a piłka, odbiwszy się jeszcze od słupka, znalazła drogę do siatki.
Gol „do szatni” sprawił, że goście wyszli na drugą połowę z większym animuszem. Skoro bowiem da się wywieźć z Lędzin punkt, to dlaczego nie trzy? To gospodarze mieli więcej z gry, ale goczałkowiczanie skutecznie sypali piasek w tryby Idczakowej maszynki. MKS nie potrafił się rozpędzić – owszem, długo posiadał piłkę, ale akcje grane były na drugie, trzecie tempo. Formacje obronne gości w porę potrafiły podwajać tam, gdzie kiwali Gardawski, Stworzyjan, Śliwa i pod koniec Gadaj. Grę często przerywał również arbiter, który łącznie dopatrzył się aż czterdziestu fauli. Z kolei beniaminek groźnie kontrował i miał szansę zgarnąć pełną pulę. Przeszkodziły im ich gorące głowy (np. widowiskowa, ale chyba niepotrzebna próba kończenia podręcznikowej kontry przewrotką) i dobra postawa Kwiatkowskiego. Chociaż i ten ostatni bliski był złapania na wykroku po lobie zza 40 metra. Po stronie naszych „aktywów” z drugiej odsłony należy zapisać bombę Uniejewskiego z dystansu, z ledwością sparowaną na korner.
A jednak, mimo wielu starań, zwycięstwa nie udało się wyszarpać i trzeba zadowolić się punktem. Po dwóch dość łatwych zwycięstwach szybko nadeszła weryfikacja z nieco trudniejszym rywalem, która nie wypadła najokazalej. Podopieczni Idczaka potwierdzili, że są silnym zespołem, który może powalczyć w tej grupie z każdym. Trzeba jednak pracować nad skutecznością i zastanowić się, czy aby znów nie mamy nieco za krótkiej ławki…?

MKS Lędziny – LKS Goczałkowice 1:1 (1:1)
Stworzyjan 20 – Złotek 45.
MKS: Kwiatkowski, Bednarek, Roszak, Uniejewski, M. Nagi, Karlik, Gardawski (80. Gadaj), Śliwa, Stworzyjan, Kapela, N.Nagi.
MKS Goczałkowice

strzały celne 5 6
strzały niecelne 7 7
rzuty rożne 4 1
spalone 0 2
faule 19 21
żółte kartki 2 2