Dzisiejszego dnia lidera okręgówki czekała trudna przeprawa na wyjeździe z zespołem Unii Kosztowy. Przeciwnicy postawili przed zawodnikami trenera Idczaka trudne zadanie, a mecz już od pierwszych minut zapowiadał się bardzo dobrze. 

Dobrze, ale raczej dla drużyny z Kosztów, bo to ona wygrała to spotkanie wynikiem 2:0, jednocześnie nie pozwalając Lędzinom na zbyt wiele. Stosowali pressing niemalże przez cały mecz, nie dawali miejsca na rozegranie akcji i harowali za dwóch. Wiele wysiłku i pracy nie można też odmówić zawodnikom MKS’u, którzy starali się gonić wynik, ale od początku było widać, że coś się nie układa. Kosztowy pierwszy cios zadały już w 14 minucie meczu. Ale wynik 1:0 przy tak dużym czasie pozwalał zachować spokój, ale z czasem do gry zaczęło wdawać się sporo nerwowości i niedokładności, podczas gdy Unia łapała wiatr w żagle. Sytuacje owszem były, lecz wykończenie to już inna historia. Do sytuacji dochodzili zarówno Stworzyjan i Frąckowiak, którzy zaledwie parę minut po stracie mogli doprowadzić do wyrównania. Wtedy po błędzie w środku pola Kosztowy zdobyły gola na 2:0 do szatni, bo w 45 minucie. Gola na którego z pewnością zapracowali, jak nie umiejętnościami to determinacją. Do połowy humory nie dopisywały, ale przecież nie z takich opresji można wyjść. Druga połowa rozpoczęła się od licznych natarć MKS’u na bramkę rywali, lecz akcje, które tworzyli sobie Lędzinianie, albo kończył się na złym podaniu lub na braku odpowiedniego wykończenia i spokoju, o który trudno  tracąc dwie bramki, a czas wciąż upływał. Kolejny błąd, który przyprawił sympatyków MKS zawrotów głowy, zbyt lekkie podanie do Kwiatkowskiego, wykorzystał napastnik rywali w pełnym biegu oddając strzał na bramkę, a tam znów świetna paradą popisał się golkiper MKS’u, ratując ich od straty kolejnej bramki. MKS bardzo ciężko pracował na gola, ale w obronie świetnie spisywały się Kosztowy. Lędziny oddały niewiele strzałów, a najgroźniejszym dla przeciwnika a najlepszym dla nas atutem były rzuty rożne, po których dobre strzały Uniejewskiego o dziwo nie znalazły drogi do bramki, lub ataki Frąckowiaka, z którymi obrońcy nie radzili sobie najlepiej. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 i można mówić, że Lędziny miały mniej szczęścia, lecz obraz gry świadczy o tym, że wygrany mecz należał się przeciwnikom. Poza tym jak ująć ten mecz, kiedy drużyna może i nie grając dziś najlepiej przegrywa pierwsza raz od 11 spotkań z rzędu ? Wypracowane 7 punktów przewagi nad rywalami z czołówki tabeli pozwala drużynie i trenerowi zachować chłodny umysł i popracować nad tym co dziś nie przynosiło efektu i skupić się na kolejnym meczu jednocześnie zapominając o dzisiejszej „wpadce”. Niestety w meczu nie pomogły nawet zmiany, które niewiele wniosły. Teraz MKS ma czas na pracę i przemyślenie tego meczu, oraz na regenerację i szybki powrót na zwycięską ścieżkę.

MKS nadal występował w nieco okrojonym składzie poprzez dalszy brak Karlika i Masternaka, do składu powrócił natomiast Roszak, a po pauzie kartkowej również Ingram.

Tak padały bramki: 

14 min. – Lewa strona obrony ewidentnie zaspała, a przeciwnik wykorzystując sytuację zagrywa mocną piłkę w pole karne, tam ofiarnie interweniuje Michał Nagi, ale piłkę do bramki z najbliższej odległości pakują rywale, tym samym otwierając wynik meczu, 1:0 dla Unii.

45 min. – Drugi cios tuż przed przerwą, błąd w środku pola, szybko zagrana piłką między obrońców MKS’u, napastnik szybko urywa się osamotnionemu Roszakowi, Kwiatkowski wychodzi z bramki, lecz przeciwnik sprytnym strzałem niewiele od interweniującego bramkarza MKS’u posyła piłkę w długi róg bramki, dając już dwubramkowe prowadzenie, 2:0 dla Kosztów.

Składy obu drużyn:

MKS: Kwiatkowski – M.Roszak, Uniejewski, M.Nagi, Bednarek, Ingram (Augustyniak 46, Adamus 78), Śliwa, Matysek, Stworzyjan, N.Nagi (Gardawski 57), Frąckowiak.

Unia: Potoczny – Herrmann, Iwan, Adamek, Jacenik, Fahrenholt (Demitraszek 80), Jikia (Wilk 60), Huzior, Kowalski, Gadaj (Ptaszek 85), Wasyl (Dolina 70).

żółte kartki : Dolina, Kowalski, Wilk – Kwiatkowski, Ingram

Mecz poprowadził Pan Smaczny z Bytomia.